Gdy 15 lat temu
przygotowywałam się do pierwszych lekcji (najpierw w gimnazjum, szybko też w
liceum), założyłam, że... nie interesują mnie zeszyty uczniów, nie dyktuję
notatek, nie sprawdzam, czy tematy są podkreślone, itd. Zeszyt miał być dla ucznia.
I dalej tak uważam. A jednak był w tym myśleniu błąd. I to poważny. Chciałam
bowiem, by uczniowie notowali sami, ale... nie uczyłam ich, jak to zrobić. A
tworzenie dobrych (czyli takich, które pomagają się uczyć i zapamietać informacje) notatek nie jest
wcale takie proste. Od kilku lat, w każdej klasie, z którą się spotykam, robię lekcje o
notowaniu. Cieszę się bardzo, że w czasie wakacji dotarła do mnie książka
Agnieszki Jachymek Sketchnoting. Kompletnie inny sposób notowania. Będzie nieocenioną pomocą.
Agnieszka, której świetne
sketchnotki od dawna znam z sieci, odpowiada w niej na trzy ważne pytania: CO?
JAK? PO CO? Na pierwsze stosunkowo łatwo odpowiedź znaleźć - sketchnoting
staje się bowiem coraz bardziej popularny (a może też modny?). Tutaj odpowiedzią (i to bardzo praktyczną) jest właściwie cała książka, niemal każda strona.
Co wyróżnia odpowiedź Agnieszki
na pytanie JAK? Autorka
nie tylko pokazuje, jak narysować proste ikonki, wstęgi, jak dobrać kolory, jakich narzędzi użyć itd (i - co równie ważne - pozostawia
czytelnikowi miejsce na jego próby i kreatywność), o wiele cenniejsze są jej
rady dotyczące wykorzystania nowych umiejętności w ucznowskim zeszycie.
Najważniejszą jednak jest dla mnie odpowiedź na pytanie PO CO (ci,
którzy mnie znają, wiedzą, że z uporem maniaka je zadaję). Znajdziemy w książce
sporo argumentów przekonujących, że warto w zeszytach (i nie tylko) rysować, zmienić swoje przyzwyczajenia, nauczyć się notować.
Książka jest też (co bardzo mnie ujęło) dialogiem, do którego Autorka zaprasza swoich czytelników (mam wrażeniem że bardzo ich lubi). Jest dla nich przewodniczką po świecie sketchnotingu, z jednej strony prowadzi za rękę, przekazuje wiedzę, wskazuje kierunki rozwoju, by za chwilę dać pełną swobodę - "zapełnij całą stronę swoimi pomysłami".
W moim belferskim życiu kilka było momentów zwrotnych, przełomowych. Jednym z nich stała się chwila, gdy obejrzałam cykl webinarów MYŚLOGRAFIA NOCĄ (KLIK), a zaraz potem zarażona entuzjazmem Agaty Baj do późna w nocy rysowałam pierwszą kartę pracy (kilkadziesiąt prób wtedy podjęłam), a następnego dnia ze zdumieniem otwierałam oczy, obserwując reakcję dzieci. Tak wróciłam do rysowania. Trochę żałuję, że nie było wówczas książki Agnieszki Jachymek...
Pozdrawiam na progu nowego roku
(nie)przeciętna polonistka
Ala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz